Monthly Archives: Sierpień 2012

obiekt #119

Gdybym była dzieckiem oszalałabym na punkcie takiego biurko-domku. Wyobrażam sobie te miliony zabaw i towarzyszącą im kupę śmiechu. Pomysł jest dobry, bo prosty. Domek pełni bardzo konkretne funkcje praktyczne, ale jednocześnie daje nieograniczone pole do popisu dla wyobraźni. Całe dnie można by spędzać pod blatem biurka (dachem domu) opracowując tajne dziecięce misje. To jest zdecydowanie jedna z tych rzeczy, które wspomina się na starość z rozrzewnieniem i za sprawą których zaczyna się tęsknić za dzieciństwem. I jeszcze do tego jest ładnie wykonany! Jest mi naprawdę przykro, że jestem na taki sprzęt za duża.

Via: http://www.ninetonine.es/index.php/mesas/deskhouse/deskhouse.html?___SID=U

Reklama
Otagowane , ,

obiekt #118

Bardzo lubię rzeczy zwykłe, nieprzekombinowane, takie które od pierwszego spojrzenia akceptujemy jako swoje, a postawione w domu wyglądają jakby były tam od zawsze. Myślę, że właśnie tak swojskie są te fotele. Zresztą sama ich nazwa na to wskazuje: Casual Chair. Są takie zupełnie zwyczajne, ale jednak niezwykłe. Przepis jest prosty: minimum użytych środków, nutka retro, stonowana kolorystyka, przyjemnie zaokrąglone kształty, no i mamy fotel zapraszający do tego, by rozsiąść się na nim z gazetą. Którą zresztą można trzymać w sprytnej kieszonce z boku lub tyłu fotela. Bardzo sympatyczny i funkcjonalny mebel.

Via: http://www.smool.nl/design/concepts/casual/

Otagowane ,

projekt #17

Po długiej przerwie wracam z pomysłem z kategorii Zrób To Sam. To dobrze i źle. Dobrze, bo w końcu jakieś DIY. Źle, bo oznacza to niechybne nadejście jesieni. Latem kreatywność jest u mnie uśpiona, a od kilku dni niespokojnie rozglądam się co by tu zmajstrować. No i zmajstrowałam, więc to znak. Jak to zrobić?

-kupić belgijskie piwo Trapistów w kamionkowej butelce

-wypić, ale zachować butelkę

-kupić farbę w sprayu w wybranym kolorze

-postawić butelkę do góry nogami i psikać aż do momentu uzyskania pożądanego stopnia pocieniowania

-zerwać na łące dmuchawca i włożyć go do butelki

-voilà!

Efekt jest ciekawy nie tylko ze względu na zróżnicowanie kolorystyczne, ale także dzięki różnicom w fakturze – góra jest błyszcząca, a dół matowy.

[wbrew pozorom artykuł nie zawiera lokowania produktu, a nawet szkoda, bo lubię to piwo ;) ]

Otagowane , ,

obiekt #117

Dzisiaj obiekt nietypowy – magazyn, Monitor Magazine. Uznałam, że ta gazeta jest na tyle wyjątkowa, że warto jej poświęcić tu odrobinę miejsca, mimo że nie do końca jest obiektem, o jaki się tu rozchodzi. ;)

No niby ‚don`t judge a book by it`s cover’, ale jednak od tego właśnie zacznę, że okładka jest zacna i już sam jej wygląd zwiastuje produkt stonowany i normalny. (Przy czym normalny nie znaczy zwykły czy pospolity.) Wizualna strona jest prima sort; layout, kroje pisma, rodzaj papieru, każdy najdrobniejszy znaczek (smaczek?) jest przemyślaną częścią bardzo spójnej i wysmakowanej całości. Charakter owej ‚całości’, co wcale nie jest tak oczywiste biorąc pod uwagę inne obecne na rynku tytuły, jest bardzo łatwo identyfikowalny, wszystkie wątki zmierzają w czytelnym dla odbiorcy kierunku. Pismo samo siebie określa jako „biznesowo-lajfstajlowe”, no i to drugie słowo trochę ciężko przechodzi mi przez gardło, ale to już chyba kwestia wszechobecnych w języku polskim denerwujących kalek (właśnie – kalek!) językowych, a nie samej istoty sprawy, bo przecież tematyka dotycząca szeroko pojętego stylu życia jest rzecz jasna zupełnie w porządku. Tak więc jest design, jest kultura, jest biznes, są podróże, kulinaria, literatura. A najlepsze jest to, że te treści przekazane są w sposób nie uwłaczający inteligencji czytelnika. To doprawdy smutne, że muszę pisać o tak oczywistej sprawie i poczytywać gazecie taką cechę za zaletę… Prawda jest jednak taka, że nieodmiennie choćby kartkując jakiekolwiek pismo, mam wrażenie że jego twórcy oceniają mnie jako, nie owijając w bawełnę, totalnego debila nie potrafiącego korzystać z mózgu. Dawno (a może nigdy?) nie spotkałam się z takim szacunkiem dla czytelnika, jaki funduje Monitor Magazine. Przez całe 112 stron ani razu nie przewróciłam oczami! Ba, artykuły pisane są w sposób zajmujący, a tematyka jest pogłębiona w należyty sposób. Bo kolejny kłopot z prasą mam taki, że jak zacznę czytać coś co mnie zainteresuje i z wypiekami na twarzy odwracam stronę licząc na kolejny akapit… rozczarowuję się jego brakiem. W polskiej prasie większość tematów traktuje się po łebkach, a artykuły kończą się ni stąd ni zowąd nie wyjaśniając nawet połowy wątków. Ale tutaj nie, tutaj odwracałam stronę przekonana, że dobrnęłam do końca, a okazywało się, że opowieść ciągnie się jeszcze przez kolejne dwie strony. Inna sprawa, że dobór tematów w tym numerze jakby specjalnie dla mnie – Mad Men, Muji, Richard Neutra, Creme Cycles i mogłabym tak jeszcze wymieniać…  Wielki plus za świeżość drobnych niusów i aktualności, w całym piśmie znalazłam może 3 informacje, które już wcześniej słyszałam, reszta to same odkrycia, a nie jest łatwo zaskoczyć kogoś, kto z taką pasją przeczesuje internet. Mówię o sobie.

Monitor Magazine nie jest nadęty, ani pretensjonalny. Jest wyważony i ciekawy, a słowem które jako pierwsze przyszło mi do głowy po wstępnym przekartkowaniu było – spokojny. W żadnym jednak razie nudny. I chętnie wydam te 10 zł raz na kwartał. Szczerze mówiąc już czekam z niecierpliwością na kolejny numer.  A reszta wydawnictw niech idzie po rozum do głowy.

Słowem, w końcu ktoś zrobił dla mnie gazetą, dzięki.

Otagowane

obiekt #116

Ostatnio wynajduję same fajne lampy, stąd ta monotematyczność na blogu. Folder ‚zakładki’ mam po brzegi wypełniony linkami wiodącymi wprost do świetnych lamp, więc to jeszcze nie jest moje ostatnie słowo. A dzisiaj Papela, czyli lampa wykonana z tworzywa Tyvek, do samodzielnego formowania. Kupujemy lampę, a otrzymujemy zmięty kawałek papieru. Sami nadajemy jej pożądany kształt, a jak nie wyjdzie możemy uformować z niego kulkę i cisnąć w kąt pokoju, zupełnie jak w amerykańskich filmach. Tak naprawdę jednak nie może się nie udać, nawet jeśli mamy dwie lewe ręce, finalny produkt będzie oszczędną w formie, jedyną w swoim rodzaju lampą.

Via: http://www.meiravbarzilay.com/projects/papela.html

Otagowane , ,

obiekt #115

Tak sobie myślę, że to fajne narzędzie do przemieszczania się, taka hulajnoga. I nazwa jest po prostu wspaniała. A co więcej – te hulajnogi są polskie i można je sobie skonfigurować wedle własnego widzimisię!  Może to być całkiem fajna alternatywa dla roweru, a wręcz wybawienie kiedy rowerem jechać nie można (po piwie). Twórcy piszą, że ten ich hulający pojazd dostosowany jest do naszych nawierzchni, a więc progi i dziury nam nie straszne. Nic tylko mknąć na hulajnodze!

Via: http://hoolay.pl/

Otagowane ,

obiekt #114

Jak tylko zobaczyłam tę lampę, od razu pomyślałam że wygląda jak wielki spławik. Podobno wędkarstwo jest nudne, a tu proszę jaki inspirujący kształt. Wychodzi jednak na to, że mylę się w swojej interpretacji, bo projektant tej lampy nawiązywał raczej do kształtu tzw. bączka, czyli zabawki wirującej wokół własnej osi. Ale może trochę o samej lampie. Oprócz pełnej wdzięku formy, lampa ma całkiem spore możliwości. Może stanowić element oświetlenia sufitowego, możemy postawić ją na podłodze/ biurku. W wersji stacjonarnej źródło światła możemy skierować w górę lub w dół, zależnie od naszych potrzeb. Jest prosta jeśli chodzi o kształt, stonowana jeśli chodzi o kolor, ale efekt końcowy jest jednak dość ‚glamour’.

Via: http://www.eviegroup.com/spun.htm

Otagowane ,

obiekt #113

Widzieliście kiedyś lampę z betonu? No właśnie, ja też nie. Holenderska projektantka Renate Vos wymyśliła lampę z silikonu i betonu właśnie. To zaskakujące połączenie materiałów jest naprawdę bardzo udane. Lampie nadano prostą formę podkreślającą niezwykłość użytych tworzyw. W rezultacie powstał przedmiot pełen sprzeczności, którego urok tkwi w dopełnianiu się przeciwieństw – surowa, zimna oprawa jest źródłem ciepłego, intymnego światła.

Via: http://www.renatevos.nl/index.php?p=3&id=7

Otagowane , ,

obiekt #112

Nie lubię dużych roślin w domu. Lubię małe. Najbardziej sukulenty. Mam taką namiastkę Meksyku dzięki nim. I niech te małe meksykańskie sukulenty siedzą w oryginalnych doniczkach. Na przykład takich, z filcu. Doniczka z filcu! Kto by pomyślał, co za przewrotny pomysł. I dlatego fajny. Set z pierwszego zdjęcia w całości mogłabym przenieść do siebie. No może z wyjątkiem doniczki zielonej, wolałabym turkusową.

Via: http://blog.gessato.com/2012/08/09/felt-pods-by-flip-tumble/

Otagowane ,

obiekt #111

Stolik, taboret, schowek. A w ogóle to wygląda trochę jak pieprzniczka/solniczka, tylko skala nie ta i trzeba by dziurki dorobić. Na pewno jest to obiekt o uniwersalnym zastosowaniu, o całkiem zabawnej i przyjemniej dla oka formie. Zaraz ktoś pomyśli, że skoro taki uniwersalny, czyli do wszystkiego, więc pewnie nie nadaje się do niczego. A nieprawda, ja postawiłabym taką ‚solniczkę’ w przedpokoju. W środku można trzymać utensylia obuwnicze, a na niej samej siadać podczas zakładania butów. Ha!

Via: http://www.patricknorguet.com/index.php?page=categorie&cat=projects&filter=Product

Otagowane
%d blogerów lubi to: