Zawsze lubiłam prostotę, ale ostatnio idę w kierunku estetyki ‚maksymalnie minimalistycznej’ i najbardziej podobają mi się rzeczy wręcz ascetyczne, bo nie tylko oszczędne w formie, ale też w stonowanej kolorystyce, najchętniej białej/czarnej. Nie inaczej mogłabym opisać poniższą lampę – prosta, pozbawiona zbędnych detali forma. Za tym powściągliwym, nieprzekombinowanym kształtem idzie jednak konkretna funkcja przedmiotu. Jak widać na załączonym obrazku (drugie zdjęcie), lampa znakomicie nam posłuży jeśli zechcemy rozsiąść się w fotelu z książką albo gazetą. Poza tym robi całkiem niezły klimat, niby trzy czarne patyki, w tym jeden ze świecącą końcówką, ale jednak, wygląda przednio. A więc znowu: mniej znaczy więcej.
Ciekawą lekturę sobie gość wybrał.
No! Też na to zwróciłam uwagę. :)
Facet w uszatce BOSKI!
Lampa SUPER….
tyle, że dużo miejsca zajmuje od dołu.
Chociaż muszę przyznać, że uwielbiam wszelakie krzyżaki,
szczególnie kiedy to są nogi od stołu.
Jakoś zawsze coś mi się rymuje:)
:)
Masz rację, jakoś o tym zajmowaniu miejsca nie pomyślałam… Ale chyba podświadomie umieściłam w wyobraźni tę lampę w dużym loftowym pomieszczeniu z małą ilością mebli i tam te szeroko rozstawione ‚nogi’ nie przeszkadzały. ;)